Игорь Белов
АЛЛЕЯ НЕЗАВИСИМОСТИ
О чем тебе рассказать? Откуда отправить открытку?
Дорога на главпочтамт, забытая мной, отвыкла
от дружеской переписки с её избранными местами,
которая наше прошлое, как фотоальбом, листает:
вот это пивная, кондитерская, вокзал, вход в метро, а это —
любовь моя в светлой блузке не помню какого цвета.
Я стою у открытой форточки. Вечер к одежде липнет
с его никому не известным штрих-кодом ливня,
что, в общем-то, не препятствует изучению внешних данных
двадцатилетней соседки, принимающей ванну —
вот, кажется, и дождался милостей от природы,
и всё потому, что в полночь не отключают воду
ни в центре, ни в старом городе, ни даже на этой улице,
похожей на ксерокопию страницы из конституции,
оставленную в туалете публичной библиотеки,
всю в пятнах большой политики.
Вчера ещё были деньги,
сегодня — одни амбиции, уверенность, что столица —
бесплатное приложение к приветливым женским лицам.
Незнание языка объясняют болезнью роста
объёмов внешней торговли, так что по-русски сносно
общаются лишь свидетели второй мировой войны,
а вовсе не те, кого хочется погладить ниже спины.
Я долго не мог настроить приёмник, и каждый вечер
в эфире шёл дождь, разбавленный музыкой польской речи.
Не правда ли, непогоду пора оставлять за кадром?
Блондинкам июнь к лицу, и лицо без клейма загара
воспринимается улицей как тело, почти инородное.
И солнце не хуже действует, чем перекись водорода,
хотя в наши дни в Варшаве ничто так не красит женщину,
как полное равнодушие к разлитой в газетах желчи
по поводу наркодилеров, купальников, мыльных опер
и очагов слабоумия в уставшей от войн Европе.
Под окнами — сонные ивы с испорченным настроением,
вокруг — темнота аллеи, когда-то лишённой зрения,
и, кажется, эти губы привычное «завтра увидимся»
не произнесут.
И любовь не перерастёт в зависимость.
|
|
Igor Biełow
ALEJA NIEPODLEGŁOŚCI
O czym ci opowiedzieć? Skąd mam pocztówkę wysłać?
Zapomniana przeze mnie droga do Poczty Głównej odwykła
od korespondencji przyjacielskiej z jej wybranymi miejscami,
która kartkuje przeszłość, jak album ze zdjęciami:
oto knajpa, cukiernia, dworzec, wejście do metra,
a to moja miłość w bluzce, koloru jej nie pamiętam.
Stoję w otwartym oknie. Wiatr w ubraniu szeleści
ze swoim nikomu nie znanym kodem kreskowym deszczu,
co w sumie mi nie przeszkadza docenić gołe pośladki
biorącej gorącą kąpiel dwudziestoletniej sąsiadki –
chyba się doczekałem wreszcie łaski od matki przyrody,
a wszystko dlatego, że tu o północy nie odłączają wody
ani w centrum, ani na starówce, ani nawet na tej ulicy,
podobnej do skserowanej z konstytucji stronicy,
pozostawionej w bibliotece publicznej w ubikacji,
całej w plamach wielkiej polityki.
Wczoraj jeszcze miałem kasę,
dzisiaj – tylko ambicje i przeświadczenie, że stolica
jest bezpłatnym dodatkiem do kobiet o miłej aparycji.
Nieznajomość języka tłumaczą chorobą tkwiącej we wzroście
wolumenu handlu zagranicznego, więc po rosyjsku znośnie
mówią tylko świadkowie drugiej wojny światowej,
a wcale nie te, które pogładzić poniżej pasa jestem gotowy.
Długo nie mogłem dostroić radia, dlatego co wieczór
na antenie brzmiała muzyka polskiej mowy wymieszana z deszczem.
Czyż nie warto byłoby pozostawić niepogodę poza kadrem?
Blondynkom czerwiec do twarzy, a bez opalenizny twarze
są traktowane na ulicy jako ciała prawie obce.
I nie gorzej niż woda utleniona na włosy działa słońce,
chociaż obecnie w Warszawie nic tak nie upiększa kobiety
jak całkowity brak zainteresowania żółcią rozlaną w gazetach
z powodu narkodealerów, stroi kąpielowych, mydlanych oper
i ognisk demencji w zmęczonej przez wojny Europie.
Pod oknami – wierzby senne z zepsutym humorem w mroku,
wokół – ciemność alei, kiedyś pozbawionej wzroku,
i, wydaje się, te usta zwykłego „do jutra, do zobaczenia
już nie wymówią.
I miłość nie przejdzie w uzależnienie.
|